Alzacja - turystyka zatrzymana przez Covid19, ale jakoś daję radę...


Pracowity tydzień. Tym razem na chłodni. Ten niesmak w oczach innych kierowców, gdy stawiam się obok nich na parkingu i wiedzą, że będę im w nocy burczała tym agregatem... ta osłoda sytuacji,gdy dopatrują się, że chociaż będą mieli za sąsiadkę kobietę...

Szybka telefoniczna instrukcja obsługi naczepy chłodni i jest ok, chyba nie popsuję im tych leków przez weekend...
Cały tydzień problem ze znalezieniem otwartego prysznica na stacji paliw. Na weekend obrałam sobie miejscówę pod Strasburgiem, te francuskie klimaty - prawie puste parkingi - to jest to! Pod prysznicem chyba pół godziny stałam ze szczęścia ... Włosy umyte, można znowu robić zdjęcia!

Skrajna rajka na parkingu to jednak świetny pomysł, nie mam sąsiada z prawej, zasypiam z widokiem na górki przez otwarte okno.

Sobotni spacer do Lidla po zakupy oczywiście obowiązkowy. Okazuje się, że nie sposób wydostać się na piechotę z tego parkingu - siatka. Doszłam do końca już prawie wchodząc na autostradę. Tu był gąszcz krzaków, wlazłam, kroku nie można było postawić na ziemi, gęsto jak w dżungli, odrapałam się cała kolcami głogu, a na koniec i tak się okazało, że za krzakami był płot....wspiełam się na niego częściowo po słupku, częściowo po kłującym głogu i ...skoczyłam prosto w jeżyny... Ałć!!

Zaopatrzenie zakupione. Kolejne ładne miasteczko zwiedzone (już nie wszystkie pamiętam, ale te szczególne tak! jedną z moich miłości jest np Fryburg, czy Berno, no i Madryt). 16 km zrobione na nogach...jak mi brakuje mojego roweru!tu byłoby genialnie! Alzacja. Saverne.

Komentarze