1000 KM ROWEREM DO PRACY I INNE OPOWIADANIA.

 

Co robić w 50-stopniowym upale?? ano można na przykład wybrać się na 50-kilometrową przejażdżkę rowerem! 

Tak, zrobiłam to dzisiaj, w ten pierwszy dzień mojego urlopu, w sam środek wakacji, kiedy to większość ludzi nie opuszczając zaroletowanych pomieszczeń wchodzi w związki ze swoimi wentylatorami, nie omieszkając zakomunikować tego faktu na fb ;)
Zdumiewające dla mnie jest to, że mieszkając w małym mieście już ponad 30 lat mojego świadomego życia, w tym zjeżdżając okolice na rowerze już pewnie z kilka dobrych, ciągle potrafię się zgubić, wjechać w nieznane drogi i przemierzyć kawał lasów, w których nigdy wcześniej nie byłam.
Takie pogubienie się to jest fenomenalna sprawa. Ja mam często tak, że wyjeżdżając z domu, nie wiem jeszcze w którą stronę ruszę. Nie przeglądam mapek ścieżek (zresztą w ich bezliku można się pogubić nawet studiując te mapy godzinami... swoją drogą zastanawiają mnie zawody w jeździe lub biegu na orientację... a jeszcze nocnym???  pogubiłabym się jak nic, meta zupełnie nieosiągalna - ja, mgr geografii z 5 z topografii, hmm, nauczcie mnie czytać mapy!). Tak więc wyjeżdżam z domu i ładuję się w las, który znam, póki nie przejadę odpowiedniej ilości km, po których moje rozpoznanie terenu rozmywa się. I tak jadę i jadę, z ogólnym zarysem gdzie chcę zajechać (w sensie, żeby nie oddalić się w ciul od domu i móc wrócić przed północą :P ), więc sobie robię np łuk w prawo i potem trzymam się tej cięciwy, by nie jechać esów floresów, ale zatoczyć jakieś tam koło. Dróg już dawno nie znam, las wygląda coraz inniej niż mój las, ptaki nawet świergoczą nie po naszemu... W pewnym momencie już nie zastanawiam się, w której wyjadę wiosce, ale w której gminie :P
Pogubienie się w tych czasach jest prawdę mówiąc trochę kontrolowane (co odbiera mu niestety adrenalinowego smaczku), bo mając przy sobie smartfona (a nie ruszam się przecież bez włączonego endomondo), mogę w każdej chwili sprawdzić swoje położenie i skorygować kierunek. Swoją drogą - rzadko to robię - wolę dać się zaskoczyć. No i okazuje się, że często intuicja zawodzi. Oto już widzę pierwsze pola zwiastujące bliskość ludzkich osad, już mój umysł osadza dane pole przy danej drodze wjeżdżającej do danej wioski, już w szczekaniu psów prawie rozpoznaje gdzie to jest, już mi rzeczka pasuje do tej, w której ostatnio chłodziłam ramiona...a tu taaaka niespodzianka, jestem dwie wioski dalej i od dupy strony! :D
Dzisiejsza przejażdżka była właśnie taka, pogubiona, niezgadniona, zaskakująca.
Gorąco nie dawało się w  lesie tak bardzo odczuć jak na otwartych przestrzeniach, więc plan ucieczki przed skwarem 50 stopni w 50 km trafiony ;) Polecam!

1000 km do pracy rowerem

Tak sobie wymyśliłam, już dawno, dawno, a wcieliłam w życie tego roku, że na nocki do pracy będę jeździła rowerem. Do pracy mam 20 km w jedną stronę. A na nocki - bo nie lubię rano wcześnie wstawać... a tego by wymagało dotarcie do pracy rowerem na czas.
Pierwotny cel, jaki miałam sobie przedstawić, zakładał zrobienie rowerem na dojazdach do pracy minimum 500 km w tym sezonie. Cel miał mnie mobilizować, abym nie uległa pokusie powrotu do dojazdów samochodem. Okazało się, że pokusa w postaci samochodu  nie ma szans. Rowerem jest duuużo przyjemniej! Nie spodziewałam się, że w ciągu 3,5 miesiąca (czyli do końca sezonu rowerowego jeszcze trochę...) uda mi się przejechać 1000 km!!! TAK,  TYSIAK NA ROWERZE DO SAMEJ PRACY, KTO MA TAK JESZCZE? RĘKA DO GÓRY KTO MA TAK JESZCZE!
Nie dość, że sport (zdrowie), ekonomia (rzadziej tankuję auto, a do mojej roboty niestety autobusy nie docierają), ekologicznie (nie produkuję spalin na rowerku), to jeszcze cały wachlarz wartości niemierzalnych: wiatr we włosach, zapach poranków wśród pól, krajobraz zmieniający się z tygodnia na tydzień... obecnie mam możliwość obserwacji jak szybko rośnie kukurydza! fenomenalne...
Dziś zaczęłam urlop, ale po połowie sierpnia kręcę następne kilometry do pracy na dwóch kółkach... Drugi TYSIAK?? :P  :D  Polecam wszystkim taką przesiadkę!

 

Single tracki Świeradów Zdrój - wracam i wracam...

To chyba nawet nie to, że dostając w prezencie od losu Izery pod nosem (moje najbliższe góry) grzechem byłoby nie korzystać z uroku single tracków, gdy się jest takim rowerowym świrem jak ja... Świeradów jest naprawdę czadowy dla rowerzystów. Kiedyś połączenie rowerów i gór wydawało mi się potężnym hardcorem, nic bardziej mylnego, a dowodem na to jest eksperyment przeprowadzony ostatnio na moim dziecku. Otóż dziecko moje z rowerami naszymi własnymi zapakowałam własnoręcznie do samochodu i pojechaliśmy zdobywać Góry Izerskie. Pogoda raczej zniechęcała niż zachęcała do wysiłków nadludzkich (ciepełko) i po zaparkowaniu w centrum pierwsze ulice przez miasto w stronę gór także zniechęcały do podjazdów. Ale gdy tylko wjechaliśmy na ścieżki rowerowe było już tylko lepiej. Wszystko w cieniu drzew, a dróżki fenomenalnie wyprofilowane, przez co jazda stawała się czystą przyjemnością.
Przewiozłam Młodego kilkoma czerwonymi traskami, no i musiałam przecież jeszcze czarnymi, żeby pokazać mu, co zrobiło na mnie takie fajne wrażenie podczas pierwszych jazd tutaj (fragment Okolo Medence...przyjemniutki, a przy większych prędkościach tak fajnie przechodzą człowieka ciarki... :D ).
Młodemu chyba się podobało. Mi marzy się wrócić jeszcze w tym roku z rowerami do Świeradowa, niekoniecznie na single tracki, może dla odmiany znowu (jak poprzedniej jesieni), na szlaki.
(zdjęcia z singielków z tych wakacji)

Również oczywiście polecam!

Komentarze